[Zwrotka: Quebonafide]
Wow, zawsze, kiedy myślę, że mam tego dosyć
Przypominam sobie czasy bessy w nocy
Handel broszurami za pięćdziesiąt groszy
Ja goniłem prasę, no a kumple nosy
Później monitory, jakieś ciuchy, garze
Bawi mnie, jak słyszę coś o kwicie ojca
Lata później jestem na okładce gazet
Szkoda, że na Fakcie, nie na froncie Source'a
Z Opla do Rolls-Royce'a, idę w strone słońca
Ale nadal nie odbieram, kiedy dzwoni Polsat
Nie chcę twojej łaski, Twojej kreski, kropka
Czuję się już, jakbym gadał alfabetem Morse'a
Mój tata to korsarz, suko, jestem Sindbad
W torbie łakocie i witaminy, to niе Nimm2
Obok moja nimfa, wypierdalam jak Linda
Diamentybez Skazy jak jеbany Simba
Nigdy nie rzucałem przez to hajsem w singlach
A moja dama nie, nie grała w Żółwiach Ninja
Jadę furą brudną tak jak slumsy w Indiach
Ktoś tu musiał przegrać, żeby ktoś mógł wygrać
Co dnia słyszę (...)